Siąpiący na dworze deszcz odbiera ochotę na wędkowanie w Rowach nawet najbardziej pazernym łowcom okoni. Te zaś w tym roku jak gdyby ograniczyły swoje miejsce bytowania do rejonu zwalonej tamy. Możliwe również, że zabieranie przez wędkarzy-mięsiarzy złowionych ryb w ilości „ile się da”, przetrzebiło ich populację. Pręgowane przed wyłowieniem do ostatniej sztuki również bronią się jak mogą. Między innymi przez nieprzewidywalne pory żerowania. Bywa, że etatowi łowcy po godzinie lub dwóch z braku efektów zniechęcają się do dalszego wędkowania. Dają tym samym szansę drugiej zmianie, której udaje się złowić i posmakować jednego czy dwóch garbusów.
Próbuję rekordzistom opowiadającym o złowieniu iluś tam kilogramów okoni i rozdaniu sąsiadom zasugerować, że jest to z wędkarskiego punktu widzenia jak strzelanie sobie w stopę. Głupoty jednak nie da się wytępić. Musi po prostu wymrzeć.
